Na początek trochę statystyki. Z badań prowadzonych w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Holandii i we Włoszech jasno wynika, że instalacje fotowoltaiczne są w zasadzie niepalne i powodowane przez nie pożary to zaledwie promil wszystkich tego typu zdarzeń w badanym okresie. Wg badań holenderskiego urzędu TNO w 2018 r. ilość pożarów domowych elektrowni słonecznych to zaledwie 0,014% z ponad 170 tys. zarejestrowanych instalacji fotowoltaicznych, jeszcze lepiej wyglądają statystyki w Niemczech i Wielkiej Brytanii, gdzie odsetek objętych pożarem instalacji wynosi niecałe 0,006% ogółu. W Polsce nie prowadzi się takich statystyk, ale jak na podstawie danych przekazanych przez wykonawców, którzy zazwyczaj są informowani o zdarzeniu, szacuje Stowarzyszenie Branży Fotowoltaicznej Polska PV, pożary instalacji fotowoltaicznych oscylują wokół 1 promila. Jeśli do tego dodamy fakt, że około 60% tych pożarów wywołanych jest przez czynniki zewnętrzne, niezależne od instalacji, to naprawdę nie ma się czego bać.
Mimo niezaprzeczalnie bardzo wysokiego bezpieczeństwa pożarowego zdarza się jednak, że instalacja fotowoltaiczna się zapali. Pisałem już, że za ponad połowę pożarów odpowiadają czynniki zewnętrzne (56%), np. wyładowania atmosferyczne, to w pozostałych wypadkach najczęściej zawinił wadliwy montaż (18%) lub błędy projektowe (9%). Niewielki wpływ mają też wady komponentów instalacji, choć takie również się zdarzają, szczególnie przy sprzęcie niskiej jakości (17%)*.
Stąd tak ważne jest, by właściwie dobrać ekipę montującą. Warto zdać się na firmy z doświadczeniem, rozważmy takie, dla których instalacje fotowoltaiczne to niejedyna gałąź biznesu, ale które działają w branży energetycznej. Daje to nam większą gwarancję, że takie przedsiębiorstwo nie zniknie z rynku, gdy skończy się boom na fotowoltaikę, albo zostaną wprowadzone bardziej wymagające regulacje prawne. Takie rozwiązanie szczególnie ważne jest przy instalacjach biznesowych, gdzie firma energetyczna jest w stanie zaproponować dodatkowe możliwości dochodu lub oszczędności, nawet jeśli inwestor stawia instalację większą niż 50 kW i nie mieści się w kategorii prosumenta.
Jakie są więc najczęstsze przyczyny pożaru zawinionego przez błąd ludzki i/lub sprzętowy? Rozkład powodów może być w każdym kraju nieco inny, np. polską bolączką są błędy przy montażu, które wynikają z braku doświadczenia monterów. Musiało się to zdarzyć przy bardzo dużym wysypie firm montujących moduły fotowoltaiczne, z których nie wszystkie są wystarczająco przygotowane do pracy z konstrukcjami pod napięciem, nie palą się one również do inwestowania w szkolenia przygotowujące do instalacji modułów PV. Inna sprawa, że takich szkoleń jest na rynku wciąż za mało.
Najczęstsze błędy montażowe to wadliwa instalacja lub nieprawidłowy dobór tzw. szybkozłączek, nieodpowiednie poprowadzenie przewodów, niestosowanie na nich osłon czy używanie nieodpowiednich przejść, które mogą prowadzić do powstania łuku elektrycznego, stającego się bezpośrednią przyczyną pożaru.
Drugim co do częstości zdarzeń jest awaria urządzeń, na przykład modułów fotowoltaicznych. Punktem newralgicznym są tu tzw. hotspoty, czyli przegrzewające się ogniwa w modułach. W skrajnych przypadkach hotspot może osiągać temperaturę nawet kilkuset stopni Celsjusza. Czasami zagrożenie pożarowe wynika z niefortunnego przymocowania falownika do materiału palnego, na przykład do drewnianej płyty.
Rzadziej za samozapłon instalacji fotowoltaicznej odpowiadają błędy projektowe, które sięgają kilku procent spalonych instalacji. Należą do nich na przykład zbyt duża liczba połączeń równoległych przy zbyt małych przekrojach żył przewodów, prowadząca do przekroczenia dopuszczalnej obciążalności prądowej kabli i w konsekwencji do ich zapalenia.
Do najczęstszych przyczyn pożarów wywołanych błędem ludzkim należą:
Bez względu na zakres przepisów regulujących kwestie ochrony przeciwpożarowej, warto przestrzegać pewnych zasad, których stosowanie ogranicza ryzyko pożaru.
Nie namawiam nikogo do samodzielnego gaszenia pożaru instalacji fotowoltaicznej. Pozostawmy to specjalistom! Jedynym wypadkiem kiedy sami możemy coś zrobić, jest niewielki pożar wewnątrz budynku w okolicy inwertera. Do jego ugaszenia używamy gaśnicy proszkowej przeznaczonej do urządzeń elektrycznych. Przed rozpoczęciem gaszenia koniecznie trzeba wyłączyć inwerter oraz zabezpieczenia prądu stałego. Jeśli nie mamy takiej możliwości, należy wezwać pogotowie energetyczne.
W każdym innym wypadku należy wezwać straż pożarną. Podczas zgłoszenia poinformujmy strażaków, że jadą do pożaru instalacji fotowoltaicznej i w miarę możliwości udostępnijmy służbom schemat instalacji z zaznaczeniem poszczególnych połączeń, urządzeń i kabli. Mimo, że w Polsce nie ma jakichś specjalnych wytycznych, jak gasić instalację fotowoltaiczną, to czeskie badania (w 2012 roku Czesi wywołali dwa pożary instalacji, by zbadać zjawisko i stworzyć procedury) pokazują, że elektrownie słoneczne można gasić wodą w ten sam sposób, jak inne urządzenia elektryczne pod napięciem 400 V.
Co ważne, badanie to pozwoliło ustalić, że moduły, nawet te objęte pożarem, jeśli tylko padają na nie promienie słoneczne, produkują prąd. Dlatego niezmiernie istotne jest wyłączenie głównego wyłącznika prądu w budynku jednorodzinnym, bądź przeciwpożarowego wyłącznika prądu w budynkach użyteczności publicznych lub przemysłowych.
Czekając na przyjazd straży pożarnej, podczas pożaru bezwzględnie nie powinno się:
Podsumowując: instalacja fotowoltaiczna, gdy zostanie właściwie zaprojektowana i zamontowana, jest równie bezpieczna jak inne urządzenia elektryczne pracujące w domu. Dlatego decydując się na inwestycję, warto wybierać tylko kompetentnych wykonawców, którzy będą stosować się do obowiązujących norm montażowych i zasad bezpieczeństwa. Warto również samemu zadbać o wdrożenie praktyk przeciwpożarowych, które mogą zminimalizować ryzyko związane z ogniem. Nie od parady będzie też zatroszczenie się o zabezpieczenie finansowe, jakim jest ubezpieczenie instalacji, które zminimalizuje skutki ewentualnego pożaru.
*Dane zaczerpnięte z badania TÜV Rheinland – Fraunhofer z 2015 r.